poniedziałek, 18 marca 2013

Kuroshitsuji: Gwiazdka

Widok Ciela rozmawiającego z postacią ubraną na czerwono sprawił, że Grell zapomniał o powierzonym mu przez Williama Spearsa zadaniu.
- Sebastian?! - pobiegł do mężczyzny, niemalże dusząc go w swoim uścisku. Miał nadzieję, że jego ukochany demon w końcu porzucił czarny
- P-puść mnie - wydyszał głos spod czerwonej czapki. Shinigami odsunął się z urazą, strzepując z włosów śnieg.
- Kim jesteś i gdzie jest Sebastian?! - dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swojej pomyłki.
Ciel pokręcił głową, lekko się uśmiechając.
- Komendancie, proszę mnie informować na bieżąco o postępach w śledztwie.
- Komendancie?! - Grella można było usłyszeć niemalże z odległości kilku mil. W przedświątecznym tłoku nikt jednak nie zwracał uwagi na niego.
- Czy Shinigami mają już wolne przed świętami? - młody hrabia Phantomhive wsiadł do dorożki.
Czerwonowłosy dziwak spojrzał na woźnicę i ze zrezygnowaniem wyciągnął notes. Nie, to nie był Sebastian.
- Niech pomyślę... Ach, tak, jeszcze dwie osoby - twarz boga śmierci ozdobił rekini uśmiech, który zawsze pojawiał się, gdy ten miał okazję zobaczyć się z demonicznym lokajem. Chwilę potem już go nie było.

Ciel siedział w swoim fotelu przeglądając stertę papierów. Kolejne listy z prośbą o współpracę i bla, bla, bla... Po chwili papier posłużył do rozniecenia wątłego języka ognia w kominku. Hrabia poparł ręką głowę i przymknął oko. Na drugim, niewidocznym pod czarną przepaską, krył się znak kontraktu z demonem - pentagram. Głowa rodziny Phantomhive była zmęczona nudnym życiem w rezydencji: pobudka, śniadanie, nauka, praca, obiad, potem... Tak, znowu praca! Potem chwila odpoczynku na zjedzenie kawałka pysznego ciasta przyrządzonego przez jego lokaja Sebastiana, praca, kolacja i sen. Jego jedyną rozrywką od paru dni była praca w terenie - znowu praca... Jako Pies królowej rozwiązywał różnego rodzaju śledztwa. Najczęściej były to zabójstwa, których sprawcy wymyślali, według nich samych, oryginalne i trudne do rozwiązania przypadki. Także i teraz miał do czynienia z podobną sprawą. Scotland Yard oczywiście zepsuł całe śledztwo, a w dodatku kompromitował całą policję, każąc funkcjonariuszom paradować w strojach Świętych Mikołajów. No cóż, mieli swoje metody... Szkoda tylko, że nieskuteczne. Ciel z pomocą Sebastiana doskonale radził sobie bez nich. Banda idiotów, która tylko plątała się pod nogami i nie wnosiła nic przydatnego do śledztwa...
Rozmyślania przerwały mu jakieś głosy dobiegające zza okna. Tak, to był jedyny minus tylko tego pomieszczenia, jak i całego dworu. Nie był dźwiękoszczelny! W połączeniu z wybuchową kuchnią Barda, pokojówką Meylin, obracającą wszystko, co tylko dotknęła w drobny pył i nadludzkosilnym ogrodnikiem Finnianem tworzyło niezbyt ciekawe połączenie. Tym razem, zamiast tego hałaśliwego trio, słyszał głos swojego lokaja i... No właśnie, kogo? Nie mógł sobie przypomnieć. Po chwili go olśniło. Czyżby to był...? Nie, nie, nie!
- Sebastianku! - wydarł się ktoś, kto zdawał się być tym czerwonowłosym dziwakiem spotkanym dzisiaj na tłocznych ulicach.
Demoniczny lokaj odpowiedział coś, lecz sens jego wypowiedzi uciekł Cielowi. Głosy na chwilę ucichły, by  po chwili dźwięk spadającej patelni zagłuszył niczym nie przerywaną ciszę panującą w całym budynku.  Dwa różne odgłosy: prawie niesłyszalne kroki, tłumione przez puszysty i ciężki dywan na korytarzu oraz bieg kogoś, kto jak na złość młodego hrabi szedł, a właściwie biegł, oznajmiły przerwanie rozmyślań Ciela. Usłyszał ciche pukanie.
- Proszę - rzucił. Drzwi od jego gabinetu otwarły się i po chwili przed biurkiem stał już Sebastian z obowiązkowym o tej porze talerzykiem z ciastem. Ręka odziana w nieskazitelnie białą rękawiczkę skrywającą pentagram przełożyła plik kartek na bok, aby ustąpić miejsce wypolerowanego na błysk naczynia. Tak, lokaj był piekielnym profesjonalistą. Ale co się można było spodziewać po kimś, kto rzeczywiście pochodził z piekła?
- Dzisiejszy deser składa się z... - demon zaczął codzienną tyradę z uprzejmym uśmiechem na ustach. Niestety, a może i "stety" dla Ciela, nie dane mu było jej skończyć. W pokoju zmaterializował się bowiem nie kto inny, jak irytujący, czerwonolubny osobnik nazywany Grellem. Shinigami zaprezentował swoje rekinie uzębienie.
- Cieeeeel - zaczął, w jakże denerwujący sposób przedłużając przedostatnią literę tego imienia.
- Dla ciebie hrabia - mocno poirytowany, lecz opanowany Phantomhive podniósł widelczyk i wziął do ust trochę ciasta. Skubaniec-Sebastian jak zwykle nie spieprzył roboty. Chłopak czasami chciał przyłapać swojego lokaja na jakimś niedopatrzeniu, lecz jak dotąd nie miał się do czego przyczepić. A szkoda...
- Hraaaabio Phantomhive - Grell wręcz wyśpiewał te słowa.
Ciel tylko westchnął.
- No bo... Sebastian wisi mi jeszcze przysługę - złotooki mężczyzna wyglądał jak dziecko proszące o jakąś drogą zabawkę. Wróć! Mężczyzna? Niee, Shinigami zawsze twierdził coś innego. Ciel przewrócił oczami. Z tym dziwakiem nigdy nie można było być pewnym swego.
- W takim razie czemu mówisz to mi, a nie jemu - lekkim ruchem głowy wskazał na lokaja stojącego w kącie. Wargi młodego Phantomhive wygięły się w złośliwym uśmieszku. Chyba wiedział, co czerwonowłosy ma na myśli...
- ...No ale pozwalasz, hrabio? - Grell najwidoczniej nie chciał mówić tego otwarcie.
- Sebastianie - kolejny kawałek ciasta zniknąć w ustach chłopaka. Druga ręka, niby przypadkiem, dotknęła oka przysłoniętego opaską. Tak dla przypomnienia.
- Sebciuuu - zawył czerwonowłosy, ciągnąc obiekt, który nieopatrznie zadłużył się u stukniętego Shinigami.

Demon wiele razy żałował, że w ogóle zgodził się być lokajem. Ba! Żałował, że w ogóle przybył na wezwanie Ciela i podpisał z nim kontrakt. W tamtym momencie klął na czym świat stoi, bo musiał wypełnić rozkaz swojego panicza. Ale przynajmniej, po wypełnieniu warunków umowy, będzie mógł w końcu pożreć duszę tego upartego chłopaka. A wtedy na pewno nie omieszka się przypomnieć mu tego, że do tej "przysługi" przyczynił się sam Phantomhive. Nie demon.
Czerwonowłosy bóg śmierci zatrzymał się na korytarzu.
- Teraz nikt się nie dowie, że nie wypełniłem zadania - lekki uśmieszek wpełzł na usta demona.
- Ale nie zrobisz tego - Shinigami oparł się o ścianę, uderzając przy tym w wystający kawałek niby-kolumny.
- Jesteś tego pewny? - uśmiech poszerzył się. Demon odgarnął niesforny kosmyk włosów z oczu.
- Sebastianie, stoimy pod jemiołą - Grell odbił się od ściany, przyciskając tym samym lokaja do przeciwległego muru. Długi ręce boga śmierci owinęły się wokół szyi swojego "więźnia".
- Wisisz mi pocałunek - wyszeptał mu do ucha. - Z języczkiem.

Zza lekko uchylonych drzwi do gabinetu, całej scence przyglądał się duszący ze śmiechu Ciel. Widząc tę parkę nie można się było nudzić. Osunął się na ziemię, wciąż nie mogąc pohamować wesołości, zatrzaskując tym samym drzwi.

..........................................

W końcu ukończyłam coś, co pisałam od dobrych dwóch tygodni (połowa na telefonie, no ale dobra xD). Tak więc możecie mi pogratulować :D. Nie mam zielonego pojęcia, czy w XIX wieku wiedzieli, co to jest Święty Mikołaj, ani co się robi pod jemiołą (xD), no ale niech już tak zostanie. Za wszelkiego rodzaju błędy przepraszam.
Tyle śniegu u mnie, że w piątek w szkole nie byłam, bo się ode mnie nie dało wyjść (śnieg po kolana...).