poniedziałek, 18 lutego 2013

Ciężka i słuszna praca

Uprzedzam - NIE chcę tu nikogo urazić. To tylko parodia osoby, która żyje naprawdę.

.............................

Jak zapewne wiecie, do moich obowiązków (oprócz zadawania uczniom kilkunastu stron zapisanych drobnym druczkiem do nauczenia się ich w miesiąc i czytania gazet, równocześnie rozwiązując krzyżówki) jest spowiedź. Nie jest źle - siedzę sobie wygodnie na poduszkach w konfesjonale, modląc się. A przynajmniej sprawiając takie wrażenie. Rzadko kto do mnie przychodzi, woląc poczekać na innych księży...
Co? Pytacie o szkołę? Wspominałem już, że uczę. A raczej dyktuję codziennie od piętnastu do dwudziestu pytań (zawartość całego katechizmu musi znaleźć się w zeszycie) z odpowiedzią zajmującą pół strony, a gdy uzbiera się z pięćdziesiąt - uczniowie mają miesiąc na wykucie ich  na pamięć. Gdy mija wyznaczony termin, rozsiadam się wygodnie, bawiąc długopisem i ustawiam wszystkich w odpowiedniej kolejności w ławkach, zadając pytania. Co z tego, że ktoś ma sprawdzian z chemii czy fizyki? Mój przedmiot ważniejszy! Uczniowie mają znać pytania, które się zadaje przyszłym księżom w seminarium. Co? Nie przyda się to im do niczego? Ignorant! Oczywiście, że przyda. Chyba.
Wracając do tematu spowiedzi - jest ciekawie. Znam różne grzechy i grzeszki ludzi.
Ostatnio przyszedł do mnie ciekawy mężczyzna... Co proszę? Aha, tak, tajemnica spowiedzi mnie obowiązuje. Nie powiem Ci nic, nie bój się.
Tak więc przyszedł do mnie łysy facet z tatuażem na szyi i ze starą, poniszczoną torbą, przerywając mi drzemkę.
- Proszę księdza... Bo ja dawno u spowiedzi nie byłem...
- Ile? Miesiąc? Dwa? - to było naprawdę dużo czasu.
- Trzy lata... No ale napisałem wszystkie moje przewinienia. Ja je przeczytam a ksiądz mi powie, czy to grzech czy nie, dobrze?
Otworzył torbę przewieszoną przez ramię i zaczął w niej szukać czegoś. Po chwili przeprosił, odchodząc na chwilę od konfesjonału i wysypał imponującą zawartość na podłogę. W końcu odnalazł to, co szukał, wszystkie rzeczy znowu znalazły się znowu na swoim miejscu.
Zarzucił torbę na ramię i klęknął przy kratce. W ręce trzymał poniszczony notes. Sprawdziłem godzinę na telefonie ukrytym na niewidocznej półeczce. Westchnąłem. To będzie długa spowiedź...

............................

Taka krótka (ba, ekstremalnie krótka...) parodia, jakoś ostatnio nie mam weny na takie rzeczy... No ale zaczęłam pisać coś "na poważnie" więc może dlatego :D